Pannie Ludzi śniło się, że rozmawiała z drewnianym osiołkiem.
Śliczny był. Gadał straszne głupoty, na przykład takie, że chciałby mówić do niej wierszem. Panna Ludzia gładziła go dłonią po szorstkim, ciepłym policzku i szeptała do oślego ucha, że wiersze, owszem, można pisać, ale mówi się tylko prozą.
Wiedziała, że ma rację. W końcu była nauczycielką.
To był bardzo miły sen.