Ależ to był dzień… Wszystko znów poszło w kubeł. A panna Ludzia – pod prysznic.
#rodzynkiewicz
Gdybyś mógł. Małżeństwo.
Babcia Jadzia wraca z kościoła. Rozbiera się z kurtki w salonie. Mówi głośno: Kaziu, przynieś mi… A! Nie przynoś.
Okruchy życia
Ujmuję moje doświadczenie w słowa. Porządkuję. Staram się nazywać, inaczej grozi mi obłęd… Kompletny chaos.
Jak żelazo. Bolesław Fleszar.
Święty Bolesławie, patronie pogubionych w życiu podlotków, wstawiaj się za nami…
Pustynia. Sen.
Śniła mi się pustynia, wśród niej mała, szczupła kobieta z siwymi, długimi do ziemi włosami. Miała zaskorupiale, chore, zarośnięte powieki. Jakby wypłakane.
Panika panny L.
Pannie Ludzi całą noc śniło się, że w końcu wywali korki. Może nie od razu, może nie w tej chwili. Ale wywali.
Kręgi.
Kark piecze z bólu. Niezbyt dotkliwego. Czuję każdy zesztywniały, niemal nagi, obciągnięty cienką skórą kręg pod koszulką.
Rzeczy.
Są rzeczy nie do zniesienia. Potężne. Samotność. Tęsknota. Ból. Niezrozumienie. No, są. Istnieją. Jak góry. Albo oceany.
Sen panny L.
Pannie Ludzi śniło się, że rozmawiała z osiołkiem o drewnianej głowie.
Delegacja panny K.
Panna Ludzia miała dziś pod górkę. Bardzo... Uciekł jej autobus, choć biegła na przystanek, nie zważając na kałuże. Machała do kierowcy! Odjechał. Gnojek.