Kadr był ciasny, jak na fotografii makro. Widziałam moje dłonie. Zniszczone. Wysuszone. Pokryte pęcherzami.
ból
Znowu to samo. Sen.
Nie widziałam tej dziewczyny odkąd skończyłam podstawówkę. Dorotka, z mojej klasy, z rudymi, kręconymi włosami. Piegowata. Nieśmiała. Uśmiechnięta. Szłam z nią nie wiadomo skąd, do mojego domu, tego w którym mieszkam dziś. Byłyśmy takie jak teraz - dorosłe, prawie czterdziestoletnie.
Z nieba. Sen.
Śniło mi się ostatnio, że Wojtek, Kasia i ja (wraz z obsługą techniczną) zostaliśmy wystrzeleni w czymś na kształt satelity lub jakiegoś mechanizmu latającego w przestrzeń podniebną. Nie kosmiczną, bo niebo było niebieskie, my ponad chmurami, ale nie wyżej.
Bez czucia. Sen.
Doszłyśmy do wejścia do dyskoteki. Drzwi i okiennice pomalowane były na czerwono, szyby zaklejono czarną folią. Tłoczyło się tam sporo ludzi. Wiedziałyśmy, że gdzieś na tyłach tego przybytku jest gabinet lekarski, którego szukamy.
Odstraszyć ludojady. Purezento. Joanna Bator.
Polecam wszystkim, którzy zostali porzuceni. Którzy ugrzęźli w przygnębieniu. Wspaniała lektura. Lektura terapeutyczna. Pierwszy raz mam ochotę tak właśnie nazwać książkę.
Przyjedź. Wróć do mnie.
Tak, to chyba było wczoraj. Dzwonił dwa razy. Raz nagrał się na pocztę głosową. Kilka trzasków i głębokie westchnięcie. Może pomyłka? Chciałam oddzwonić, ale było zajęte. Zawsze oddzwaniam.